piątek, 19 grudnia 2014

Podsumowanie listopada i kolejne numery czasopism wydawnictwa Colorful Media

Norweski i kurs językowy

Tym razem podsumowanie z wielkim opóźnieniem i niestety znów bez sukcesów.

Jak już wspominałam, od prawie dwóch miesięcy uczęszczam na kurs norweskiego. Uważam, że zajęcia są prowadzone naprawdę świetnie. Największy nacisk położony jest na mówienie, czyli coś, co trudno wyćwiczyć samemu w domu. Lektorka 98% czasu mówi po norwesku, co wspaniale rozwija umiejętność rozumienia ze słuchu. Dużo także czytamy i piszemy. Najmniej jest gramatyki, ale nie widzę w tym nic złego. Po pierwsze jest ona naprawdę bardzo podobna do angielskiej i niemieckiej, a po drugie... wystarczy się zaopatrzyć w "Trolla" :)

Dlaczego więc straciłam zapał do nauki? Może poziom okazał się jednak za wysoki (B1). Często nie rozumiem poleceń lektorki. Z trudem przychodzi mi wypowiadanie się, w dodatku jest w grupie kilka osób z bardzo dobrą znajomością języka. 

Moim największym wrogiem jest jednak brak czasu, a może zorganizowania... Jedyne na co potrafię się zdobyć, to odrobienie zadania, ostatnio coraz częściej za pięć dwunasta. Coraz rzadziej zaglądam też do Memrise, czego bardzo żałuję, bo dzięki niemu nauczyłam się naprawdę wielu słówek, ale nadal jest jeszcze dużo do nauki. 

Mój nowy plan obejmuje po pierwsze organizację czasu. Gdy mi się to uda, chcę wrócić do "Pa vei", a gdy go skończę, kontynuować naukę z "Stein pa stein", ale już raczej indywidualnie, nie na kursie. Chciałabym też odświeżyć kontakt z moją norweską koleżanką z italki. 

-----------------------------------------------------------

Angielski i "Business English Magazine" nr 44

Jakiś czas temu polecałam Wam czasopisma wydawnictwa Colorful Media, a poprzedni wpis poświęciłam nauce francuskiego z pomocą "Francais Present". Mam nadzieję, że skusiliście się na zakup czasopism, bo to naprawdę świetna inwestycja dla uczących się języków obcych.

A co w najnowszym "Business English Magazine"? To iście podróżnicze wydanie. 




Z okładki wita nas Nowy Jork o świcie, najbardziej niesamowite miasto świata, centrum biznesowe, kulturalne i ekonomiczne, fascynujące i przerażające zarazem. Jaki jest Big Apple 13 lat po zamachach terrorystycznych na WTC? W jaki sposób władze i mieszkańcy próbują odbudować swoje miasto? Przeczytajcie koniecznie!

Z Ameryki Północnej przenosimy się do Środkowej, bo tam właśnie leży Panama. Moja wiedza na temat tego kraju była znikoma dopóki nie przeczytałam artykułu "Hats off to Panama", dzięki któremu dowiedziałam się, że to państwo coraz prężniej się rozwija, przyciągając zarówno biznesmenów, jak i turystów. 

Kolejny przystanek to Azja i tym razem spojrzenie na społeczeństwo. Chiny i Indie z jednej strony cieszą się coraz większa ilością absolwentów szkół wyższych, a z drugiej martwią rosnącym bezrobociem, spowodowanym między innymi coraz tańszymi usługami świadczonymi przez Filipińczyków.  Jakie skutki ten nowy trend ma i może mieć na globalną gospodarkę? Przeczytajcie w 44 numerze.

Rozwijający się przemysł  i największe światowe firmy inwestujące w Afryce. Coraz większy zasięg internetu i telefonii komórkowych na Czarnym Lądzie. Afrykanie zakładający organizacje wspierające młodych przedsiębiorców. To nie melodia przyszłości. To teraźniejszość. Z ogromnym zaciekawieniem czytałam artykuł "Impact Investing in Africa" i gorąco polecam!

Już prawie jesteśmy z powrotem, ale zapraszam Was jeszcze do wspaniałego Budapesztu, który miałam okazję niedawno odwiedzić. Przed wizytą koniecznie przeczytajcie o tym mieście w "Business English Magazine".

Moimi ulubionymi artykułami są jednak te o przedsiębiorczych kobietach sukcesu. Dzięki ostatniemu numerowi magazynu poznałam trzy takie panie: Elizabeth Holmes, która wywołała rewolucję w świecie... badania krwi (nie dość, że robi coś dla ludzi, to jeszcze sporo na tym zarabia) oraz dwie Polki, siostry Kotlonek, które rozkręciły własną firmę produkującą torebki. Uwielbiam takie historie! Zawsze bardzo mnie motywują i napędzają do działania. 

Jeśli więc jeszcze nie zaopatrzyliście się w najnowszy numer "Business English Magazine", nie zwlekajcie, bo kolejny już w styczniu!


piątek, 14 listopada 2014

"Francais Present" i bogactwa Internetu

Jakiś czas temu (tutaj) przedstawiłam Wam krótko czasopisma dla uczących się języków obcych, wydawnictwa Colorful Media. Spośród kilku dostępnych, dla siebie wybrałam "Francais Present" i "English Business Magazine". Odkąd je czytam, nauka stała się o wiele przyjemniejsza, poszerzyły się moje językowe horyzonty oraz wiedza na tematy z różnych dziedzin, a także odkryłam nowe możliwości i sposoby nauki języka. Dziś zapraszam na pierwszy wpis z obiecanymi sposobami na naukę z wykorzystaniem tych czasopism.

Mój poziom znajomości francuskiego mogę ocenić na średniozaawansowany, dlatego zaproponowane przeze mnie ćwiczenia dla początkujących mogą okazać się za trudne, a dla zaawansowanych zbyt łatwe. Pamiętajcie jednak, że "Francais Present" to magazyn dla każdego uczącego się tego języka, bez względu na poziom. Wystarczy jedynie dostosować prace z nim do swoich umiejętności i oczekiwań. A jeśli nie macie na to ochoty, to samo przeczytanie artykułów też da Wam dobre rezultaty, dużo przyjemności i nową wiedzę :)




Dziś na tapecie wpisy, do których nie ma nagrań. Z jednej strony wychodzę z założenia, że języka potrzebujemy głównie do tego, by porozumiewać się w nim ustnie, z drugiej jednak mam zdecydowaną preferencję do słowa pisanego. Czy rozumienie ze słuchu nie sprawia nam problemów, czy jest to kompetencja, nad którą musimy popracować, słuchanie nagrań w języku obcym jest wskazane.

Dla wielbicieli kuchni - przepisy

Rzuciwszy okiem na tytuł pierwszego artykułu nabrałam przekonania, że poznam jakąś nową francuską potrawę. Jakież było moje zdziwienie, gdy tytułowy le croque-monsieur okazał się dobrze nam znanym... tostem :) Niemniej jednak historia tej prostej potrawy okazała się naprawdę niebanalna. 

Ponieważ uwielbiam oglądać gotowanie na ekranie, zaczęłam poszukiwać filmików z przepisem po francusku. Na YT jest ich całe mnóstwo. Jest to świetny sposób poznwania kulinarnego i kuchennego słownictwa. Przepisy z reguły nie są skomplikowane językowo, dużo można się domyślić patrząc na czynności gotującego, no i często składniki są napisane na ekranie. Jutro na obiad koniecznie coś z francuskiej kuchni! :)

Dla chętnych zagłębić się w historię le croque-monsieur i trochę bardziej zaawansowanych językowo - polecam ten filmik.

Uwaga drogie panie - mamy też swoją wersję tosta :) Tutaj zobaczcie, czym wyróżnia się le croque-madame :)


Dla fanów kina - filmy i wywiady

Kto nie zna Louis de Funes? Kto nie kojarzy filmu "Zawieszeni na drzewie"? Kto choćby raz nie oglądał go w serii filmów o Fantomasie czy w "Wielkiej włóczędze" (przez 42 najchętniej oglądany film francuski!)? Komu udało się powstrzymać od śmiechu na widok komicznego żandarma Cruchot z Saint-Tropez? Nie widzę rąk ;) Ten aktor to prawdziwa legenda. Jednak oglądając go w akcji następnym razem polecam skupić się również na tym, co i jak mówi. Nic nie szkodzi, jeśli nie wyłapiemy słówek za pierwszym razem. Przecież te komedie można oglądać znów i znów i znów.... W ten sposób łączymy przyjemne z pożytecznym.

A jaki był prawdziwy Louis de Funes? Na YT można znaleźć wywiady z aktorem. Obejrzyjcie i sami to stwierdźcie. A może sami ze sobą lub znajomym przeprowadzicie wywiad?


Dla ciekawych świata - wiadomości

Co słychać we francuskiej i belgijskiej polityce? Polecam zajrzeć do "Francais Present" :) Gdy mam lepszy dzień, bardzo chętnie zaglądam na stronę francuskiej telewizji, np. France TV. Chociaż ciężko mi zrozumieć wiadomości, często wyłapuję słówka, nowe lub te niedawno poznane, a także osłuchuję się z melodią języka, akcentem. Informacja czy reportaże opatrzone są komentarzem na dole ekranu, co pomaga zrozumieć ogólny kontekst czy poznać nowe słówka.

Na stronie TV5 jest także dział dla mniej zaawansowanych. Tutaj znajdziecie wiadomości przedstawianie łatwiejszym językiem i w wolniejszym tempie. 

Oglądanie wiadomości pozwala nam poznać prawdziwy język używany przez native speakerów. Oprócz idealnej francuszczyzny prezenterów mamy możliwość posłuchać także przeciętnych Francuzów wypowiadających się w reportażach. Następnym skutkiem są także nasze poszerzające się horyzonty i świadomość sytuacji, problemów i codzienności ludzi w obcym kraju.

Świetnym ćwiczeniem jest streszczanie wydarzeń dnia. Mogą to być wiadomości z telewizji francuskiej bądź polskiej, lub z Waszego dnia. 


Jeśli macie ciekawe linki, podzielcie się nimi. A już następnym razem kolejna porcja pomysłów na ćwiczenie innych umiejętności.  




czwartek, 30 października 2014

Podsumowanie października

Październik 2014 to specyficzny miesiąc. Pierwsza połowa to najpierw przeprowadzka, a później urlop i zupełne lenistwo, a druga... O tym przeczytacie niżej :)



Co zrobiłam?

"Pa vei" - pogubiłam się już w kalkulacjach, ile rozdziałów, stron, ćwiczeń... W każdym bądź razie nie doszłam jeszcze do końca podręcznika. Po prostu starałam się uczyć czy choćby czytać lub słuchać, gdy tylko była okazja. Właśnie tak - raczej z doskoku niż celowo i w wyznaczonym czasie. Co prawda zabrałam ze sobą kilka stron, ale kto normalny uczyłby się na urlopie, gdy taka piękna pogoda i mnóstwo ciekawych miejsc wokół ;)

Memrise - w tej kwestii również zaliczyłam spadek aktywności przez urlop. Jestem wytłumaczona, bo przez dwa tygodnie tylko dwa razy udało mi się złapać połączenie z Internetem. Później wróciłam do normalności, czyli w miarę regularnie sadzę i podlewam moje słówka.

Francuski - to nadal głównie "Francais Present" i bardzo sporadycznie coś w Internecie. (Pamiętam o zaległym wpisie nt. sposobów korzystanie z magazynu. Muszę tylko znaleźć czas na napisanie go.)

Co poza tym?

Tadam - tadam!... Zapisałam się na kurs norweskiego :) Zaledwie trzeci dzień po urlopie, w deszczu i ogólnie przy niesprzyjającej aurze, późnym wieczorem pobiegłam na pierwsze zajęcia. Przypomina mi się od razu, jak rok temu byłam przekonana, że nauczę się języka tylko na podstawie materiałów w Internecie. Później przeprosiłam się z podręcznikami i kserem, aż wreszcie wylądowałam na kursie. Najśmieszniejsze jest jednak to, że jedynie z podstawową znajomością gramatyki i wcale nie powalającym zasobem słownictwa trafiłam na poziom... B1! No i kto powie, że norweski nie jest do opanowania?

Co dalej?

Priorytetem jest kurs. Jednak zdaję sobie sprawę, że aby uniknąć problemów, powinnam nadgonić z materiałem, czyli jak najszybciej opanować pozostałe rozdziały podręcznika "Pa vei". 

Fakt bycia na kursie i w kręgu osób również uczących się norweskiego otwiera też przede mną dostęp do nowych, cennych źródeł pomocy naukowych. Skończę ten wpis i idę odkrywać nowe lądy ;)

Fitness

Tu w zasadzie mogłam skopiować zdanie z poprzedniego podsumowanie, tylko dwa tygodnie zamienić na ponad miesiąc... Coś ciężko mi się ostatnio ogarnąć. Bardzo, ale to bardzo brakuje mi ćwiczeń. I czasu na to wszystko.

środa, 1 października 2014

Podsumowanie września

Mam wrażenie, że z miesiąca na miesiąc wygląda to coraz gorzej. We wrześniu górę wzięły sprawy prywatne i nie mogłam poświęcić językom aż tyle czasu, co wcześniej.



Co zrobiłam?

O wiele mniej niż powinnam, niż bym chciała, niż planowałam, niż mogłoby mnie usatysfakcjonować.

Tym razem powstrzymam się od aktualizacji na temat moich postępów z "Pa vei", bo po prostu wstyd się przyznać... Cały czas jednak ćwiczę słówka z Memrise. Miałam jedno kilkudniowe załamanie, kiedy nazbierało mi się ich aż 100 do powtórzenia! Pilnuję się, by przynajmniej co drugi dzień podlewać mój ogródek. W sumie stało się to moim małym wieczornym rytuałem. Kiedy jestem już odrobiona i gotowa do spania, a mąż smacznie sobie chrapie, klikam słówka :)

Co do francuskiego - skupiam się głównie na czytaniu "Francais Present". Muszę przyznać, że bardzo to lubię i taka praca na obecną chwilę w zupełności mi wystarcza. Niedługo, zgodnie z obietnicą, zdradzę moje sposoby na naukę języka z wykorzystaniem magazynów.

Co poza tym?

Wielkim krokiem naprzód było nawiązanie znajomości z pewną dziewczyną na italki. Udało nam się nawet raz pogadać. Wierzcie, że naprawdę ciężko było mi zadzwonić do niej na skypie! I choć niewiele wtedy powiedziałam po norwesku, i tak uważam to za prawdziwy przełom. Niestety później zajęłam się swoim życiem prywatnym i jak dotąd nie było więcej rozmów.

Dość regularnie śledzę moje ulubione blogi. Od czasu do czasu wyczaję też coś nowego i z reguły przez kilkadziesiąt minut skaczę między postami na interesujące mnie tematy. Zawsze dobrze poznać nowe sposoby nauki, ale to ona ma być na pierwszym miejscu, więc nie daję się wciągać blogom zbyt regularnie.

Co dalej?

Chciałabym wrócić do regularnej nauki z "Pa vei", co jednak tym razem może utrudnić urlop, który tuż tuż... Wiem wiem, to już zakrawa na szukanie wymówek. Nie ma wytłumaczenia dla lenistwa i braku czasu na naukę, gdy znajduje się go na inne, mniej sensowne czynności. Chyba muszę zacząć od ponownej reorganizacji mojego dnia, aby norweski stał się jego istotną częścią.

Coraz częściej po głowie chodzi mi też kurs językowy. Chociaż nie mam problemów z czytaniem, słuchaniem, słownictwem czy gramatyką, to bardzo brakuje mi rozmów i kontaktu z mentorem (które prawdę mówiąc mogłaby mi zapewnić moja koleżanka z italki). Chciałabym też usystematyzować moją wiedzę i wyrównać poziom. Z tych powodów mam ochotę zapisać się na kurs. Jednak najważniejszym argumentem jest metoda kija - no bo jak to, cały tydzień się obijać i iść na zajęcia nieprzygotowaną?

Fitness

W tym temacie także przestój, już chyba ze dwa tygodnie. Musze wreszcie opanować moje życie prywatne i wrócić do starych, dobrych nawyków.



poniedziałek, 15 września 2014

Co czytać? "Francais Present", "Business English Magazine" i nie tylko

W przedostatnim wpisie "A co z francuskim??" wspomniałam o jeszcze jednym sposobie na odświeżenie mojej znajomości z tym pięknym językiem. Oto i on:




Gdy dostałam propozycję od wydawnictwa Colorful Media, pomyślałam: "Dokładnie tego mi trzeba!" Moje słownictwo jest na dość niezłym poziomie, znam też większość zagadnień gramatycznych. Na pewno sporo zapomniałam, ale teraz to kwestia przypomnienia, nie nauki. Z tego powodu chcę uniknąć celowego przesiadywania nad kserówkami i książkami do gramatyki dla samego wkuwania kolejnych porcji materiału (po raz drugi czy kolejny). Od razu pomyślałam, że francuskojęzyczne czasopismo jest strzałem w dziesiątkę i pomoże mi pracować nad tym, co jest obecnie moim priorytetem, czyli głównie odświeżenie i podtrzymanie, a także stopniowe poszerzanie znajomości języka.

"Francais Present" to kwartalnik. Ostatnie wydanie zawiera dokładnie 12 artykułów, co przy jednym artykule tygodniowo daje aż siedem dni na przeczytanie i spokojną pracę nad słownictwem i strukturami gramatycznymi. Tematyka jest naprawdę rozległa: od aktualności z Europy i świata, przez tematykę społeczną, po zagadnienia z kultury i geografii Francji. Magazyn jest nie tylko świetną pomocą w nauce, ale też źródłem informacji i wiedzy. 

Zachwycona nowym nabytkiem, niczym dziecko pochłonęłam w ekspresowym tempie kilka artykułów. Najbardziej zainteresowały mnie poniższe:
  • "La pole dance: bataille difficile contre les préjugés" - o tańcu na rurze, czyli nierównej walce z uprzedzeniami (czy wiecie, że początki tego sportu sięgają XII wieku?),
  • "Les mystères de la Vénus de Milo" - o jednej z najbardziej rozpoznawalnych i najsłynniejszych rzeźb świata (czy jednak narawdę ją znamy?).
  • "Amiens: capitale picarde et art gothique" - o położonym w północnej Francji mieście Amiens, nad którym góruje wspaniała gotycka katedra,
  • oraz temat z okładki: "Peut-on vivre 100% français au XXIème siècle?" - co znaczy  żyć 100% po francusku w czasach międzynarodowego handlu, masowego przemieszczania i mieszania się kultur?
Wręcz nie mogę się doczekać kolejnego numeru! Tutaj możecie podejrzeć spis treści. Czy też już jesteście tak samo niecierpliwi, by go mieć? :)

Od Colorful Media dostałam także dwumiesięcznik "Business English Magazine". W nim znajdziemy znacznie więcej artykułów, a ich tematyka jest ściśle związana z językiem biznesowym. Autorzy nie skupiają się jednak na Wielkiej Brytanii, więc możemy przeczytać zarówno o międzynarodowych koncernach, jak i o sytuacji na rynku mieszkań w Polsce czy rozwoju ekonomicznym... Mongolii. Nie mogłam jednak zacząć od innego artykułu niż ten o europejskiej gwieździe Północy, czyli Norwegii :) Najbardziej zainteresowały mnie historie Kathrin Menges, businesswoman, która pracę w edukacji z sukcesem zamieniła na karierę w Human Resources, i Warrena Buffetta, uważanego za jednego z najlepszych inwestorów na świecie. W końcu kto nie lubi czytać opowieści z happy endem ;) Oprócz tego w "Business English Magazine" znajdziemy profile firm (np. producenta kremu w niebieskim opakowaniu z białym napisem - chyba nie muszę podawać nazwy;)), porady dla początkujących biznesmenów, a także sekcję ze słownictwem biznesowym (rozmówki, test). "BEM" to magazyn dla uczących się angielskiego na poziomie B1-B2, ale także dla wszystkich interesujących się tematyką biznesu.



Fantastycznym dodatkiem do artykułów jest możliwość odsłuchania ich. W tym celu trzeba zakupić magazyn, wejść na stronę internetową i wpisać kod podany przy artykule. Pobrać można także dodatek do "BEM" - również poprzez kod. Tematem obecnego wydania jest coaching, następnego - moda w biznesie.

Planuję i postaram się napisać za jakiś czas, jak uczę się z pomocą magazynów Wydawnictwa Colorful Media. Może czymś Was zainspiruję.

Oferta Colorful Media obejmuje kilka innych czasopism, możecie ją sprawdzić na stronie Wydawnictwa. Jestem przekonana, że każdy poliglota znajdzie tam coś dla siebie. Mnie  kusi też "Deutch Aktuell" - może dzięki niemu łaskawszym okiem spojrzałabym na język niemiecki? Póki co pozostaje mi mieć nadzieję, że kiedyś powstanie także magazyn z myślą o uczących się języka norweskiego. A tymczasem wracam do lektury :)

niedziela, 7 września 2014

Subiektywnie o tym, jak zacząć - część 2

O wyborze materiałów i pomocy do nauki (podręczniki)

Jest to bardzo ważna kwestia i każdy, kto zamierza systematycznie uczyć się języka, powinien podejść do tego tematu z namysłem i rozsądkiem. O ile nie mieszkamy w kraju, gdzie mówi się naszym językiem docelowym, nie nauczymy się go bez materiałów i pomocy.

Ponieważ jak nazwa cyklu wskazuje, i tym razem odwołam się do własnych doświadczeń. W nauce angielskiego to właśnie materiały zaważyły na moim wieloletnim związku z tym językiem. Za czasów kiedy byłam dzieckiem, naukę języka rozpoczynało się dopiero w 4 klasie podstawówki. Mogłam mieć może z 6-7 lat, kiedy od św. Mikołaja dostałam zestaw książka plus podręcznik "Flying Start". Ileż ja godzin spędziłam na przeglądaniu mojej pierwszej angielskiej czytanki! Wspaniałe kolorowe (ale nie do przesady) obrazki, scenki niczym wyjęte z życia. Ten kurs zapoczątkował moją fascynację językiem angielskim i z sentymentu mam go do dziś. Później bazowałam już głównie na materiałach zapewnianych bądź wymaganych przez szkoły.

Jak już wspominałam na blogu, mój pierwotny plan nauki norweskiego zakładał całkowite oparcie się na materiałach dostępnych w Internecie, z małym dodatkiem w postaci książki wydawnictwa Edgard. Niestety ta opcja zupełnie nie wypaliła. Faktem jest, że norweski to jednak mało popularny język i na pewno łatwiej znaleźć coś uczącym się np. angielskiego czy niemieckiego. Wśród tego, co znalazłam, były wartościowe pozycje, ale zawsze miały jakiś minus: albo obejmowały tylko niewielkie partie materiału, czasem tylko je sygnalizując, albo nagle się urywały bez kontynuacji, albo miały w sobie błędy. Wszystko to niestety odbierało mi zapał do intensywnej, systematycznej pracy.

Poszłam więc po rozum do głowy i zaczęłam kolekcjonować podręczniki: "Pa vei", "Stein pa stein" i inne. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że moja nauka norweskiego zaczęła się wraz z pierwszym rozdziałem. Zaczęłam wtedy systematycznie, całościowo pracować nad językiem. Rozwijam zarówno pisanie/czytanie, jak i mówienie/słuchanie, a także przyswajam gramatykę. Brakuje tylko osoby, która mogłaby poprawiać moje ewentualne błędy, ale i na to są sposoby dla ludzi decydujących się na samodzielną naukę. 


Wielu znanych poliglotów poleca podręczniki napisane i wydane w kraju, gdzie nasz język docelowy jest oficjalnym. Zdecydowanie podpisuję się pod taka rekomendacją. Przede wszystkim nie znajdziemy tam ani słowa po polsku, wszystkie polecenia są w języku docelowym, co zmusza nas do intensywniejszej pracy, ale też pomaga lepiej wczuć się w język, "wciągnąć" tak, by stał się on dla nas prawie naturalny. Ponadto, co może jest jeszcze ważniejsze, ustrzeżemy się tłumaczeń, które niestety zaatakują nas z podręczników polskich wydawnictw. Na pewno na niższych poziomach nauki takie podane na tacy wyjaśnienie słów czy gramatyki jawi się jako pomoc w szybszym zrozumieniu i opanowaniu materiału. Niestety taka droga na skróty nie zawsze popłaca. Według mnie lepiej na początku włożyć w naukę trochę więcej wysiłku, by później w pełni móc cieszyć się efektami.



Co do kwestii wyboru konkretnego kursu - jest to sprawa indywidualna. Podręcznik musi się nam po prostu spodobać. Może też być tak, że na początku nas nie zachęci, ale stopniowo zyska naszą przyjaźń. Gdy uczymy się mało popularnego języka, duże znaczenie ma też dostępność i cena książek. 

Moje podręczniki do norweskiego

Powyżej zamieściłam zdjęcia bodajże najpopularniejszych kursów (mogą to być okładki starszych wydań). Ja zaczęłam od "Pa vei", później zamierzam kontynuować z "Stein pa stein", a następnie "Her pa berget". Jednak dla porównania chciałabym też przejść przez "Ny i Norge" i "Nokler til Norge" (jest jeszcze "Bo i Norge", ale ciężko mi ustalić poziom tego podręcznika, z tego co wiem, to "Ny i Norge" jest dla początkujących). Na pewno pojawią się na blogu  moje recenzje podręczników, z których korzystam. Póki co jestem zadowolona z "Pa vei". Gdyby ktoś był zainteresowany, to chętnie podam jakieś szczegóły na mailu lub w komentarzach.


środa, 3 września 2014

A co z francuskim??

Mea culpa, mea culpa... Biję się w pierś, a za chwilę pluję sobie w brodę. Jeszcze nie rwę włosów z głowy.

Minął już rok odkąd zakończyła się moja oficjalna nauka francuskiego. Od tamtego czasu miałam z nim naprawdę znikomy kontakt, nie licząc około 2 miesięcy zabawy na Duolingo. I efekt tego jest taki, że jak raz chciałam napisać coś po francusku do koleżanki, to najpierw na myśl przychodziły mi norweskie słowa, a potem... długo nic. Z jednej strony to optymistyczny znak, że norweski tak mi wchodzi do głowy i już tam zostaje. Z drugiej jednak jestem na siebie zwyczajnie zła, bo zaprzepaściłam mnóstwo pracy i wysiłku, jakie włożyłam w naukę la langue française. Teraz mój francuski leży i kwiczy.

Poszłam więc po rozum do głowy i stwierdziłam, że na pewno bardziej opłaci mi się upchnięcie paru minut tygodniowo w moim rozkładzie jazdy na francuski teraz niż zaczynanie po raz kolejny od zera za kilka miesięcy czy lat. I na pewno mniej to będzie bolesne. I tym sposobem do mojego planu nauki norweskiego w sierpniu rzutem na taśmę dorzuciłam pracę nad francuskim.



Na dobry początek ruszyłam z kursem francuskich czasowników na Memrise i od czasu do czasu czatuję z koleżanką w pracy. Muszę ją jeszcze namówić na konwersacje przy wspólnych obiadach ;) 

Wróciłam też do jednego z moich ulubionych blogów do nauki francuskiego, czyli Gabfle. Ku mojej wielkiej radości, rzadko bo rzadko, ale jednak Gabrielle nadal publikuje nowe ćwiczenia, a miałam już obawy, że stopniowo zawiesza swoją działalność. Byłaby to niepowetowana strata, bo Gabfle to jedyne znane mi miejsce, gdzie są autentyczne nagrania z transkrypcją i ćwiczenia opracowane specjalnie do nich. Kropką nad i są wytłumaczone co trudniejsze słówka, dopełnione opisem kontekstu kulturowego.

Chciałabym też zacząć uczyć się na pamięć tekstów piosenek po francusku, bo wiem po sobie, że jest to genialna i skuteczna metoda nauki słówek. No ale ktoś musiałby wcześniej pokazać mi, jak rozciągnąć czas.

Pracuję nad moim francuskim w jeszcze jeden sposób, ale o tym innym razem, już niedługo :)

Na koniec chcę jeszcze poruszyć kwestię, dlaczego zabawa z Duolingo u mnie nie wypaliła. Wiem już na pewno, że popełniłam jeden poważny błąd. Chciałam być taka skrupulatna i przepisowa, że zaczęłam robić kurs od samiuśkiego początku. Oznaczało to naukę słówek, które świetnie już znałam lub takich, które są mi zbędne, np. nazwy zwierzątek :) W efekcie straciłam zapał i nauka przez Duolingo stała się dla mnie po prostu stratą czasu. Nie wykluczam, ze kiedyś przeproszę się z zieloną sówką, ale póki co, na obecnym etapie widzę i znam lepsze, ciekawsze i bardziej adekwatne do mojego poziomu materiały.

niedziela, 31 sierpnia 2014

Podsumowanie sierpnia

Nadszedł czas na rozliczenie się ze sobą i wyznanie grzechów jak na spowiedzi...



Miesiąc temu podjęłam się ambitnego planu opanowania całego materiału z kursu "Pa vei" do 10 września, później odrzuciłam siedem ostatnich rozdziałów. 31 sierpnia nadal nie wygląda to optymistycznie. Jestem na siódmym rozdziale. Czyli plan niezrealizowany, ale...

Co zrobiłam?

Opanowałam sześć pierwszych rozdziałów i to myślę, że dość dobrze. Ok, mniej więcej z pierwszą połową pod względem materiału nie było ciężko, bo z większością słówek i zagadnień gramatycznych zapoznałam się już wcześniej. Raczej uzupełniałam i poszerzałam swoją wiedzę. Prawdziwa nauka zaczęła się prawdę mówiąc od 4 rozdziału i wtedy też nad każdym spędzałam do tygodnia, czyli z jednej strony dość długo. Jednak na więcej pracy zwyczajnie nie miałam czasu. Rano w autobusie staram się nie przemęczać oczu, bo później i tak bolą od gapienia się w komputer. Staram się wtedy słuchać nagrań, nawet tych z już zrobionych ćwiczeń. W drodze powrotnej przechodzę przez podręcznik i ćwiczenia. Ale czy ja się muszę tłumaczyć? Przecież są tacy, co przez sierpień nie nauczyli się ani słówka.

Koncentruję się na "Pa vei", ale oprócz tego nie zwalniam tempa na Memrise - regularnie podlewam i sadzę nowe roślinki. Od czasu do czasu obejrzę jakąś bajkę na YT lub posłucham piosenki czy podcastu na Klar Tale.

Podsumowując, marne szanse, że uda mi się zrobić cztery kolejne rozdziały do 10 września. Nie udało mi się więc zrealizować mojego planu, ale i tak jestem z siebie dumna i zadowolona. Wiem, że pracowałam regularnie, bo praktycznie nie było dnia, żebym nie zrobiła czegokolwiek z norweskiego. W dodatku dołożyłam sobie jeszcze jeden język :) Ale o tym następnym razem. 

Co poza tym?

Uwaga uwaga :) Założyłam profil na italki :) Nawet odezwałam się do jednej dziewczyny i odpisała, więc być może coś się z tego rozwinie. To świetna sprawa, ze istnieje taki portal. Minusem dla mnie jest brak osób płci żeńskiej, które mówią po norwesku i chcą się uczyć polskiego. Myślę, że mój mąż nie byłby zachwycony, gdybym regularnie dzwoniła do innego faceta i jeszcze gadała z nim o czymś niezrozumiałym ;)

Odkryłam nowe, świetne miejsce: blog Patrycji. Już pochłonęłam połowę wpisów. Ciekawe opisy norweskiego życia, czasem znane, czasem nie, i piękne zdjęcia, dużo zdjęć! Oglądając norweskie pejzaże (okolice Bergen, czyli rzut beretem od okolic Stavanger, gdzie mieszkałam) odczuwam nawet lekką tęsknotę i żal, że nie zostałam tam dłużej... Cóż, kobieta zmienną jest :) Zapisałam się też na newsletter z bloga I simply love languages, o którym już pisałam. Nadal jestem tam bardzo częstym gościem i z ogromnym zaciekawieniem śledzę nowe projekty Dani. 

Co dalej?

No dalej "Pa vei" :) I Memrise, i Nocna Sowa, i YT, i Klar Tale. Mam też nadzieję, że uda mi się przełamać i ruszyć z konwersacjami po norwesku. 

Fitness

Nadal ćwiczę z Mel B, ale co jakiś czas zmieniam swoje rutyny. Obecnie robię na zmianę: nogi + pośladki + plecy i klatka piersiowa oraz ręce + brzuch + trochę dłuższe rozciąganie, ale to akurat ostatnio wymieniam na dodatkowe ćwiczenia pewnej części ciała, nad którą chcę szczególnie intensywnie pracować. Ale to już moja tajemnica, która to część ;) W końcu mogą to przeczytać też osoby, które znają mnie na żywo. Nie chcę, aby później się przyglądały, czy coś się w tej części zmieniło, czy jeszcze nie ;) Na minus to, że nie zaczęłam jeszcze używać mojej Kessy, och :(

niedziela, 24 sierpnia 2014

Dobrodziejstwa Internetu - YouTube

Czasów tak idealnych do nauki języków, jak teraz, nigdy wcześniej nie było. Internet jest niezmierzonym źródłem pomocy, materiałów i inspiracji (o ile mądrze się spośród tej mnogości wybiera). Na czele stoi YT. Ja w nauce norweskiego korzystam z niego na kilka sposobów.

lekcje

Karen (Crienexzy) już dawno temu, jako nastolatka zaczęła nagrywać i publikować swoje proste, krótkie filmiki, w których prezentowała norweskie wyrażenia i słówka. Widzę, że teraz wraca jako nauczyciel norweskiego.


muzyka

Kto jest najsłynniejszym skrzypkiem z Norwegii?


bajki :)

Niedawno znalazłam bajkę o listonoszu Pacie... z napisami!! Prawie skakałam z radości ;)



Coś dla bardziej zaawansowanych, czyli Kubuś Puchatek bez napisów:


piosenki dla dzieci

Dla mniej zaawansowanych - z tekstem:



I dla bardziej zaawansowanych, cała playlista (niektóre z tekstami):


Miłej zabawy :)

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Subiektywnie o tym, jak zacząć - część1

O szukaniu motywacji w sieci

Wszyscy wiemy, że najgorzej jest zacząć... Jak śpiewała Anna Jantar: "najtrudniejszy pierwszy krok, za nim innych zrobisz sto". Jak się już ruszy, to później jakoś idzie.

Długo się zbierałam, oj baaaardzo długo. Do powrotu do ćwiczeń to nawet jakieś... 3 lata??



Godzinami, dniami i nocami, przesiadywałam nad laptopem w poszukiwaniu inspiracji i motywacji. Pudło! O ile przeczytałam całe mnóstwo interesujących i naprawdę mądrych rzeczy (pomiędzy całą masą bzdur), to i tak w końcu sama doszłam do najważniejszej konkluzji: tak długo, jak będę myśleć o zaczynaniu i je planować, tak długo nie zacznę. Blogi i wszelakie internetowe porady są cennym źródłem inspiracji i pomysłów, mogą nas naprowadzić na właściwe drogi, podpowiedzieć, nakierować, podsunąć rozwiązanie. Ja jednak grubo przesadziłam, bo skupiłam się na poszukiwaniach, aż można powiedzieć, że zabłądziłam. Straciłam całą masę cennego czasu. Na szczęście teraz już potrafię dobrze wybrać - przynajmniej taką mam nadzieję :)

Dlatego z całego serca odradzam zbyt długie i częste wizyty na blogach o motywacji, nauce języków itp. Na przykład Fluent in 3 Months, które kiedyś mnie samą zachwyciło - Benny raczy nas ciekawymi wpisami, na pewno zna się na temacie, ale dlaczego tak bardzo lubi się rozpisywać? Wygląda to więc tak, że spędzam dobre kilkanaście minut na czytaniu, a przecież w tym samym czasie mogłabym przeczytać dowolny, choćby krótki tekst w moim docelowym języku, może nawet odsłuchując równocześnie nagranie, poznać nowe słowo czy wyrażenie, znaleźć wymowę, odmianę i przykłady w słowniku. Ale w efekcie wiem o kolejnej, świetnej i niezawodnej metodzie nauki, o której po chwili i tak zapominam...

Całkiem niedawno (ach, dlaczego tak późno!) trafiłam na innego świetnego bloga pewnej poliglotki z Austrii i natychmiast stałam się jej fanką. Wpis o rozpoczynaniu językowych projektów stał się dla mnie inspiracją do ponownego przemyślenia mojego planu nauki norweskiego. Ale i w tym przypadku zalecam rozwagę i przemyślane czytanie. Autorka bardzo chętnie angażuje się w kolejne, własne projekty, np. naukę rosyjskiego poprzez polski, testuje metody, podsumowuje swoje obserwacje i efekty. 

Czytać czy nie czytać motywacyjne blogi? Ależ czytać :) Ale wybiórczo, nie jak leci, nie każdy wpis. Jeśli temat mnie nie interesuje lub nie uważam, że jest relewantny dla mnie, pomijam i nie marnuję czasu. Śledzenie historii kogoś, komu się udało, kto odniósł sukces, jest z pewnością fascynujące, ale chyba nie taki cel nam przyświeca. Przecież chcemy uczyć się języka

Lubię konkrety. Dlatego polecam, nie tylko na wieczór, strony takie, jak Nocna Sowa. Znajdziemy tam przede wszystkim objaśnienia zagadnień gramatycznych poparte przykładami, a do nich ćwiczenia. Autorzy sumiennie odpisują na komentarze, z których też wiele można się dowiedzieć. Pozostałe wpisy traktują o motywacji, ale są raczej dodatkiem, nie ideą przewodnią bloga. Również facebookowy profil Sowy jest źródłem językowych ciekawostek. Teraz autorzy pracują nad interaktywnym podręcznikiem, jestem go bardzo ciekawa. Właśnie takich miejsc w sieci szukajcie!

piątek, 15 sierpnia 2014

Na półmetku sierpniowego wyzwania

Wiem już, że nie uda mi się zrealizować mojego językowego planu na ten miesiąc. Fizycznie nie ma takiej możliwości, żebym do 10 września przeszła przez cały podręcznik "Pa vei". W połowie sierpnia jestem dopiero w 5 rozdziale. Muszę jednak zaznaczyć, że korzystam też z innych źródeł i moja nauka nie ogranicza się tylko do tego kursu.

No cóż, nie rozpaczam. Wiem, że czas dotąd poświęcony na naukę nie był stracony, wyciągnęłam z niego tyle, ile mogłam. Przecież muszę trochę pospać (nie dam rady zejść poniżej 7 godzin snu na dobę), od czasu do czasu coś zjeść, do tego dochodzą przeróżne inne zajęcia. Niestety czasu nie da się rozciągnąć. 

Pracuję tyle, ile mogę. I pracuję sumiennie. Wykonuję wszystkie ćwiczenia z "Pa vei", szczególnie dużo słucham i staram się jak najwięcej mówić, powtarzać, czytać na głos. Postępy widzę gołym okiem. Coraz więcej potrafię powiedzieć po norwesku. Na razie tylko do siebie, czasem męczę moją paplaniną rodzinę. Rozumienie ze słuchu też już nie przeraża tak bardzo, jak kiedyś. Słówka i gramatykę chłonę jak gąbka. 

Ale przede wszystkim - wciąż, a nawet coraz więcej mnie to bawi. Im głębiej wchodzę w norweski, tym bardziej znajomy i przyjazny on się okazuje. Teraz sama się sobie dziwię, że początki (ponad pół roku temu) szły mi tak opornie. Może to wina braku porządnych materiałów, a może konkretnego planu, a może wreszcie wystarczającej motywacji. Teraz mam wszystkie te trzy składniki :)

"Pa vei" jest podzielone na dwa poziomy. Pierwszy, odpowiadający poziomowi znajomości języka A1, składa się z 10 rozdziałów i to jest mój nowy plan, który chciałabym zrealizować do 10 września. Ale bez spiny, zależy mi na poznaniu języka, nie na przerobieniu książki.

PS. Kupiłam sobie rękawicę Kessa :) W Organique kosztowała niecałe 25 zł. 


piątek, 1 sierpnia 2014

Językowe podsumowanie lipca

Na blogu znów podsumowanie :) To dlatego, że wolę poświęcić czas na naukę niż tworzenie nowych wpisów.





Co zrobiłam?

Skupiłam się przede wszystkim na dwóch formach nauki: pracy z podręcznikiem "Pa vei" (także nagrania) i wałkowaniu słówek na Memrise. Z tym pierwszym idzie mi zdecydowanie wolniej niż bym tego chciała, więc nie do końca jestem z siebie zadowolona. Za to w miarę regularnie (praktycznie codziennie) podlewam i sadzę roślinki na Memrise. Wygrzebałam nawet jakiś stary, prawie pusty zeszyt i zapisuję nowe, trudniejsze do zapamiętania słówka, razem z przykładami z Lexin.

Zmieniłam język fb na norweski. Poprzednio miałam francuski i obawiałam się, czy będę później umiała zmienić go z powrotem. Poszło gładko i za pierwszym podejściem, czyli najwyższy czas było zrobić kolejny krok :)

Co poza tym?

Zapisałam się na newslettery z blogów Nocna Sowa i Fluent in 3 Months, na którym w ostatnich tygodniach byłam częstym gościem. Trafiłam też na inne świetne miejsce: blog sympatycznej Austriaczki I simply love languages. Wszystkie te blogi są kopalnią pomysłów na naukę języków. Doszłam jednak do wniosku, że choćbym nie wiem ile czytała o metodach, motywowaniu siebie czy nawet historiach poliglotów, nie pomoże mi to przejść na kolejny poziom znajomości języka. Owszem, warto się czasem zainspirować, ale muszę znaleźć swoje własne sposoby nauki i do it my way. A najlepiej po prostu do it :)

Co dalej?

Plan na sierpień to dalsza wędrówka przez język norweski :) Bez konkretów jednak ani rusz, więc - zachęcona akcją zaproponowaną przez blogerkę Dianę - postanowiłam wyznaczyć sobie cel na sierpień.

Zamierzam:


  • do 10 września przejść przez podręcznik "Pa vei" i docelowo znaleźć się na poziomie A2. Początkowo plan zakładał ambitnie cały kurs w miesiąc, ale wolę postawić na jakość niż na ilość. Podręcznik składa się z 17 rozdziałów, z czego przez jakieś dwa tygodnie przerobiłam aż całe 3 ;) Zostaje 14, czyli prawie 3 dni na rozdział. Wydaje mi się, że jest to cel jak najbardziej realistyczny. Chcieć, to móc!
  • nie zwalniać tempa na Memrise. Wiadomo, że rywalizacja podkręca emocje i pozytywnie wpływa na motywację, dlatego chętnie poznam inne osoby, także uczące się przez Memrise. 

Chciałabym:


  • zacząć uczyć się z piosenek. Chociaż Norwegia ma sporo wokalistów, to niełatwo jest znaleźć piosenki śpiewane po norwesku! Długo tkwiłam w przekonaniu, że jak norweskie teksty, to tylko muzyka metalowa. Wreszcie po poszukiwaniach trafiłam na przykład na taką składankę: https://www.youtube.com/watch?v=Mm6A5WBCtgA&list=RDMm6A5WBCtgA#t=0  Przyznacie, że to muzyka całkiem miła dla ucha. Nawet czasem zdarzy mi się zrozumieć, o czym się śpiewa.
  • znaleźć wreszcie osobę, z którą mogłabym rozmawiać przez Skype i oczywiście zacząć rozmawiać. Wbrew pozorom - najtrudniejsze!


Fitness


Nadal gimnastykuję się z Mel B. Niestety w lipcu miałam całe dwa tygodnie przerwy w związku z urlopem. Teraz żałuję, że dałam się tak ogarnąć lenistwu, ale nie składam broni. Znów ćwiczę regularnie. Zauważyłam też poprawę w wyglądzie pewnej części ciała, która wyjątkowo leży mi na sercu. Nie ma lepszej motywacji niż widoczne efekty :)

czwartek, 17 lipca 2014

Językowe podsumowanie czerwca

Here I come again!

Sporo czasu minęło od mojej ostatniej aktywności na blogu. Nic straconego - cała moja energia poszła w coś o wiele bardziej przydatnego i rzeczywistego.

Po pierwsze - ruch. Mniej więcej od początku czerwca regularnie ćwiczę. Długo się do tego zabierałam, aż wreszcie pewnego dnia zaczęłam. Tak po prostu. I nagle okazało się, że jednak jestem w stanie wygospodarować te 35 - 45 minut dziennie po powrocie z pracy. Mam kilka ulubionych zestawów popularnej ostatnio Mel B. Na zmianę robię: rozgrzewka + nogi + pośladki + brzuch (mój ulubiony zestaw) i rozgrzewka + ćwiczenia cardio z przyrządami. Na koniec zawsze rozciąganie, które z reguły poszerzam o dodatkowe elementy, których u Mel nie ma.

Chociaż efekty nie są jeszcze zbyt widoczne, to i tak czuję ogromną satysfakcję, odreagowuję problemy codzienności i mam lepsze samopoczucie fizyczne i psychiczne.

Po drugie - norweski. 




Pół roku temu zarzekałam się, że naukę oprę całkowicie o materiały dostępne w internecie. Okazało się to niewłaściwą drogą, która niestety zaprowadziła mnie donikąd. Potrzebowałam realnych materiałów, które mogłabym zabrać ze sobą np. do autobusu. Tu z pomocą przyszedł kolega, który udostępnił mi swoje książki do skserowania. Pierwsze rozdziały "Stein pa stein" okazały się naprawdę przystępne i wiele rozumiałam z czytanek. Gdy jednak dotarło do mnie, że to książka na wyższym poziomie, postanowiłam sięgnąć po coś bardziej odpowiedniego dla mnie, czyli "Pa vei". Nie wspomnę, jak zdobyłam podręcznik i nagrania ;)

Moja praca nad norweskim obecnie wygląda tak: czytanie i słuchanie (naprawdę wielokrotne, aż do znudzenia, mogłabym czasem rzec) "Pa vei" w drodze z pracy (w drodze do pracy z reguły przysypiam albo oglądam zieleń za oknami), Memrise wieczorami (wspieram się słownikami Lexin i Tri-Trans; kursy Memrise tworzone są przez samych uczących się, więc niestety pojawiają się błędy). Zapisałam się też na newsletter i regularnie zaglądam na blog Nocna Sowa. Zdaję sobie sprawę, że to mało. Brak tu najważniejszego, czyli mówienia i zdecydowanie za mało jest gramatyki. Dlatego poluję na "Trolla", ale jedynkę z norweskiego dość ciężko znaleźć. Chciałabym też wreszcie uaktywnić się na My Language Exchange (zanim dezaktywują mi konto, ek...), no i mówić!

Co już umiem?

Znam sporo słówek, z których potrafię sklecić proste zdania (pewnie nie wszystkie są do końca poprawne gramatycznie, ale czy to jest aż takie istotne?).

Co dalej?

Krótko: jeszcze sporo pracy przede mną, ale... coraz bardziej to lubię :)

czwartek, 20 marca 2014

Otaczanie się językiem

Jak już wspominałam w kilku poprzednich wpisach (np. przy okazji poruszania tematu ćwiczenia umiejętności mówienia oraz w poście o Chrisie Lonsdale), najszybszym sposobem na "złapanie" języka obcego jest wyjazd do kraju, w którym się nim mówi, na przynajmniej pół roku. Język bombarduje nas wtedy zewsząd: na ulicy, w sklepie, w autobusie, płynie z radia i telewizora. Automatycznie przestawiamy się na myślenie w tym języku. Widzę to na przykładzie norweskiego: to, że przebywałam w Norwegii, otwarło mnie bardzo na język. Nie bałam się i/bo musiałam mówić, chociaż język znałam wtedy ledwo-ledwo. Dodatkowo motywowało mnie, gdy w codziennej sytuacji wyłapałam i zrozumiałam lub mogłam powiedzieć jakieś słówko, którego się nauczyłam. I na odwrót: wiele słówek czy wyrażeń łatwiej było mi zapamiętać, bo wcześniej gdzieś je usłyszałam i chociaż wtedy były niezrozumiałe, teraz stały się znajome (jak np. strony prawa i lewa - w lokalnym pociągu pani z megafonu mówi coś takiego: "Proszę wysiadać lewą/prawą stroną" - to było jedno z moich pierwszych "odkryć").

Nie zawsze jednak mamy możliwość wyjazdu. Gdy wskoczymy już na pewien poziom znajomości języka, przychodzi moment, gdy chcemy po prostu zacząć go używać w prawdziwej komunikacji, a nie tylko na potrzeby ćwiczeń. Dla mnie taki moment właśnie nadszedł. Po francusku chciałabym jak najwięcej słuchać i mówić. Czuję, że znam na tyle gramatykę i słownictwo, że jestem na to gotowa. Jeśli tego nie zrobię, stanę w miejscu lub, co gorsza, zacznę się cofać. Postanowiłam więc zrobić sobie taką "małą Francję" w domu. Oto moje pomysły:

1. Na meblach przykleiłam sobie karteczki ze słówkami lub wyrażeniami. Czasem jest to nazwa tego mebla, czasami czynność, jaka się z nim kojarzy, kolor, materiał. Co jakiś czas wymieniam je na nowe. Oznaczyłam też i opisałam kierunki w domu, czyli w prawo, w lewo, w dół - wygląda tu teraz trochę jak na dworcu ;)

2. Zmieniłam język facebooka na francuski. W pierwszej chwili wpadłam w panikę, bo cały fb zrobił się taki skomplikowany! Byłam przekonana, ze to już koniec, bo teraz przecież nie znajdę nawet, jak cofnąć zmianę. Ale szybko przywykłam i przestało to być problemem :) Przecież gdybym wyjechała do Francji, też mało co byłoby jasne i proste.

3. Słucham francuskiego radia. Staram się zawsze, gdy tylko mogę: rano, wieczorem, w weekendy. Chętniej też oglądam wiadomości z Francji niż te w polskiej tv. Nie skupiam się wtedy na tych wszystkich tragediach, a na rozumieniu ze słuchu, wyłapywaniu wyrażeń, wymowie, akcentowaniu.

4. Czytam francuskie gazety - tak, jakbym była we Francji. Mam tu na myśli magazyn LCF, który pojawił się na mojej liście linków do nauki francuskiego. Najczęściej drukuję jakiś fragment, bo czytanie drobnego maczku na ekranie laptopa to zbrodnia przeciwko moim oczom. To daje mi też możliwość podkreślania czy robienia zapisków na tekście lub obok niego. Żeby było zabawniej i nie tak poważnie, to czasem w soboty lub niedziele staram się też zjeść takie "francuskie śniadanie" - croissant z dżemem, kawa (Inka ;)). Niech to będzie zabawa :)

5. Gadam po francusku. Do siebie i do rodziny (chociaż nikt nie zna tego języka, więc nie rozumieją mnie w ząb - ale może już zaczynają?). O wszystkim, co mi wpadnie do głowy: nazywam rzeczy dookoła, powtarzam poznane wyrażenia, opowiadam o minionym dniu. Najśmieszniej jest, gdy np. do mamy chwalę obiad, pytam o coś (nawet gdy znam odpowiedź), okazuję radość lub zadziwienie. Rodzina myśli, że zbzikowałam, ale zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni ;) Bardziej skomplikowane wypowiedzi pozostawiam już dla siebie samej, w końcu nie muszą słyszeć, jak stękam i dukam. Lubię wtedy usiąść przed lustrem i opowiadam o czymś (np. o przeczytanym artykule, obejrzanych wiadomościach, minionym dniu). Jeśli czas goni, to przed snem staram się chociaż w myślach coś sobie odpowiedzieć krótkiego.

Jak wspominałam poprzednio, postanowiłam skupić się na nauce norweskiego. Te powyższe sposoby na taką drobną obecność francuskiego mają zrekompensować brak czasu na porządną naukę tego języka. Cóż, moja doba jednak nie chce się rozciągnąć. 

Też się tak uczycie? Jak to wygląda u Was? Bardzo chętnie poznam Wasze pomysły.


poniedziałek, 3 marca 2014

Językowe podsumowanie lutego

Tak, jak pisałam miesiąc temu, postanowiłam wrócić do mojego ulubionego języka, czyli francuskiego. Początkowo plan zakładał, że przeznaczę na jego naukę jeden, konkretny dzień tygodnia, czyli niedzielę. To mój w całości wolny dzień, więc mogłabym "nadrobić" braki z całego tygodnia. Przyznaję się, że był to jednak niemądry pomysł, bo praca nad językiem tylko raz w tygodniu, choćby nawet całe 12 godzin, zda się na nic. Aż mi jest wstyd za siebie. Przyświecał temu jednak szczytny cel: miałam się skupić na nauce norweskiego, a francuski jedynie "szlifować". Bardzo mądre!

Na szczęście w miarę szybko się opamiętałam i próbowałam wygospodarować choćby absolutne minimum dziennie na każdy z języków. Ale plan (marzenia) sobie, a życie sobie. Często okazywało się to niewykonalne albo zwyczajnie brakowało sił lub chęci.

Jak wyglądały moje kontakty z językami? Z francuskim nie było źle. Prawie codziennie bawiłam się z Duolingo i od czasu do czasu skakałam po różnych stronkach. Gorzej sytuacja przedstawiała się z norweskim. Nawet nie będę wchodzić w szczegóły. Tempa nabrałam dopiero w drugiej połowie miesiąca. Zaglądałam do linków z górnej części listy, ale przede wszystkim zaczęłam przygodę z Memrise.

Co dalej?

Jak wreszcie zasiadałam do nauki, to zawsze ciągnęło mnie do francuskiego. I zaczynało się skakanie po stronach, blogach, od słówka do słówka, od linku do linku. Na norweski zostawało bardzo malutko czasu, jeśli w ogóle. Kontynuacja nauki francuskiego jest więc oczywistością. Co jednak z norweskim?
Nie sprawia mi on tyle radości, co francuski, ale nie czuję też do niego niechęci. Dlatego chcę nadal się go uczyć, ponieważ:
1. Czuję, że chcę ;) Podoba mi się jako język i chcę go nadal odkrywać.
2. Nie chcę zaprzepaścić tego, co już zrobiłam i - chcę go nadal odkrywać. Wiem, że gdyby tu pojawiła się tylko pierwsza część zdania, dalszy wysiłek nie miałby sensu. Już to przerabiałam (z niemieckim).
3. Wiążę z nim pewne plany, a może raczej na razie tylko pomysły...
4. Mam przeczucie, że jeszcze może mi się przydać/mogę go potrzebować.

Plan na marzec

Moje wyobrażenia na temat przyszłości cały czas ewoluują. Chciałabym się jednak skupić na norweskim. Widzę w nim większe możliwości i jest znacznie łatwiejszy niż francuski. Zamierzam nadal korzystać z materiałów dostępnych na Internecie, a moja lista linków wciąż rośnie. Bardzo polubiłam Memrise - na razie korzystam z jednego kursu, ale chciałabym zwiększyć liczbę. Myślę też nad zakupem jakiejś książki do gramatyki, bo z tym w Internecie najbiedniej. Postaram się robić cokolwiek każdego dnia, choćby po 15 minut. Mam nadzieję, że się uda, bo tylko konsekwencja daje szanse na widoczne efekty.

Nie zamierzam też porzucać francuskiego, ale potraktować go bardziej na zasadzie hobby. W tygodniu zamierzam nadal robić jedną lekcją na Duolingo. W weekendy chciałabym zająć się grubszymi rzeczami, czyli czytaniem, słuchaniem, pisaniem.

Co już umiem

Tym razem ciężko jest mi podsumować, czego nauczyłam się w drugim miesiącu przygody z norweskim. Korzystałam z tego, co mi akurat wpadło w rękę lub na co miałam ochotę, no i niestety nie zawsze dokładnie, tzn. np nie zagłębiałam się w zagadnienia gramatyczne (choć powinnam).