piątek, 15 sierpnia 2014

Na półmetku sierpniowego wyzwania

Wiem już, że nie uda mi się zrealizować mojego językowego planu na ten miesiąc. Fizycznie nie ma takiej możliwości, żebym do 10 września przeszła przez cały podręcznik "Pa vei". W połowie sierpnia jestem dopiero w 5 rozdziale. Muszę jednak zaznaczyć, że korzystam też z innych źródeł i moja nauka nie ogranicza się tylko do tego kursu.

No cóż, nie rozpaczam. Wiem, że czas dotąd poświęcony na naukę nie był stracony, wyciągnęłam z niego tyle, ile mogłam. Przecież muszę trochę pospać (nie dam rady zejść poniżej 7 godzin snu na dobę), od czasu do czasu coś zjeść, do tego dochodzą przeróżne inne zajęcia. Niestety czasu nie da się rozciągnąć. 

Pracuję tyle, ile mogę. I pracuję sumiennie. Wykonuję wszystkie ćwiczenia z "Pa vei", szczególnie dużo słucham i staram się jak najwięcej mówić, powtarzać, czytać na głos. Postępy widzę gołym okiem. Coraz więcej potrafię powiedzieć po norwesku. Na razie tylko do siebie, czasem męczę moją paplaniną rodzinę. Rozumienie ze słuchu też już nie przeraża tak bardzo, jak kiedyś. Słówka i gramatykę chłonę jak gąbka. 

Ale przede wszystkim - wciąż, a nawet coraz więcej mnie to bawi. Im głębiej wchodzę w norweski, tym bardziej znajomy i przyjazny on się okazuje. Teraz sama się sobie dziwię, że początki (ponad pół roku temu) szły mi tak opornie. Może to wina braku porządnych materiałów, a może konkretnego planu, a może wreszcie wystarczającej motywacji. Teraz mam wszystkie te trzy składniki :)

"Pa vei" jest podzielone na dwa poziomy. Pierwszy, odpowiadający poziomowi znajomości języka A1, składa się z 10 rozdziałów i to jest mój nowy plan, który chciałabym zrealizować do 10 września. Ale bez spiny, zależy mi na poznaniu języka, nie na przerobieniu książki.

PS. Kupiłam sobie rękawicę Kessa :) W Organique kosztowała niecałe 25 zł. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz